niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 1 - Jesteście niezwykłe.

Muzyka

* Marcela *

Siedziałam w swoim pokoju przy biurku i pisałam próbną maturę. Pełno tekstów i zadań pod nimi. Wypracowanie na kilka stron na beznadziejny temat. Masakra. Nie wiedziałam co napisać, jak zacząć. Nic. Kompletna pustka. I kolejna kartka papieru do kosza. Wyrzuciłam ich mnóstwo. Co napisałam kilka zdań od razu brak weny i nowy, lepszy pomysł na wypracowanie. W końcu się poddałam. Chyba majowe słońce nie pozwalało mi już myśleć. Podeszłam do okna i wyjrzałam na ogród. Mama samotnie spacerowała alejkami i pocierała od czasu do czasu policzki. Płakała. Znowu. Wyszłam z pokoju i schodami zeszłam na dół. Weszłam do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki. Napiłam się i wyszłam na zewnątrz i spojrzałam na dom. Dla mnie wyglądał jak pałac. Mieszkałam tu od urodzenia i nie wyobrażałam sobie, że może być inaczej. Rodzice ciężko pracowali, aby go wybudować. Moja rodzicielka była radcą prawnym, a tata tłumaczem. Założył szkołę językową, która świetnie prosperowała. Ciekawe jak długo wytrzyma bez niego. Zauważyłam, że w moim kierunku idzie mama.
- Marcela, Anegelika mówiła, że dziś wychodzisz - powiedziała do mnie. Oczy miała czerwone od płaczu. Czy nasze życie będzie już takie do końca ? Ból i cierpienie ? Nic więcej ?
- Tak. Umówiłam się z Mary - potwierdziłam. - Miałyśmy spotkać się wieczorem, ale nie mam już siły się uczyć - westchnęłam. Podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam. - Nie płacz już więcej - szepnęłam do niej. Spojrzała do mnie tym swoim matczynym wzrokiem i pokiwała głową.
- Chyba już nigdy nie będę mogła żyć normalnie - wyznała. - Minął już rok, a ja nadal nie mogę zapomnieć - spojrzała na ogród, a potem na mnie. - Ten dom, ogród ... to wszystko przypomina mi ...- zatrzymała się.
- Tak mamo, ja też wszędzie widzę tatę, ale on ... nie żyje - powiedziałam wreszcie. - I musimy się z tym pogodzić, dla mnie to też trudne, ale mamy siebie i damy radę - kilka łez spłynęło po moim policzku, które szybko starłam.
- Masz rację - odpowiedziała po chwili. Spojrzała mi w oczy i mówiła dalej. - Jesteście niezwykłe, obie. Tata zawsze powtarzał, że będziecie kimś w życiu. Pamiętaj o tym.
- Jasne - przytuliłam ją raz jeszcze i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Zamknęłam oczy, a wspomnienia ruszyły niczym lawina. Tamten dzień zapamiętam chyba do końca życia. Mama miała wtedy wolne i została w domu. Tata pojechał samochodem do pracy, a ja z Angel poszłyśmy pieszo. Do szkoły miałyśmy kilka minut drogi. Gdy weszłyśmy do budynku wszyscy mówili o jakimś wypadku samochodowym w centrum miasta. Podobno zginął mężczyzna.
- Wiesz jak się nazywał ? - zapytała moja koleżanka kolegę, którego tata pracował na policji. To on wszystko wiedział.
- Tak ... jakiś James, ale nazwiska nie znam - pokręcił głową. To co wtedy przyszło mi do głowy wstrząsnęło mną. Wstałam jak oparzona i podeszłam do grona znajomych.
- James McCarnety ? - ledwo wydukałam.
- Nie wiem dokładnie, facet miał 40 lat i jechał do pracy, jakaś szkoła językowa ... ej.. miał takie samo nazwisko jak ty ...- dalej nic nie słyszałam. Poczułam silny ból serca, a moje ciało było rozdygotane. Zaraz zemdlałam, a gdy się ocknęłam zobaczyłam, że jestem w szpitalu. Obok jest Angel i mama. Obie w tragicznym stanie. Ten dzień był okropny. Niestety, będę pamiętać go do końca życia. To właśnie wtedy straciłam swojego ukochanego tatusia, z którym miałam świetny kontakt. Z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało jak z nim. Ale odszedł. Już na zawsze. Otworzyłam oczy i wróciłam do rzeczywistości. Zbliżał się czas spotkania, a ja nadal byłam w proszku. Była sobota, samo południe. W poniedziałek matura z polskiego. Westchnęłam i podeszłam do szafy.



Przez chwilę zastanawiałam się co założyć. W końcu zdecydowałam się na bladoróżową sukienkę. Założyłam na nią dżinsowe bolerko i byłam już ubrana. Wzięłam torbę i wyszłam z pokoju. Miałam zejść na dół, ale pomyślałam, żeby zajrzeć do Angel. Zapukałam i weszłam do środka. Moja siostra odłożyła gitarę i spojrzał na mnie.
- Ładnie wyglądasz - zapytała.
- Dzięki ... tak sobie pomyślałam, że może mogłabyś ... - nie powiedziałam do końca, bo od razu wiedziała
                                                       co chcę.
Kazała mi usiąść na krześle, a sama wzięła do rąk szczotkę. Zdjęła gumkę, którą związałam włosy i wyrzuciła ją do kosza. Zrobiła kilka zgrabnych ruchów i ładnie je rozczesała. Potem otworzyła szufladę, w której było więcej kosmetyków niż na półkach w Rossmannie.  Wyjęła kilka rzeczy i zrobiła mi makijaż. Spojrzałam w  lustro.
   - Podoba ci się ? - zapytała z nadzieją w głosie.
  - No pewnie. Co ja bym bez ciebie zrobiła - westchnęłam i  mocno się do niej przytuliłam. - No to ja lecę , pa - cmoknęłam ją w policzek i wyszłam. Na dole w korytarzu spotkałam mamę.
 - Ładnie wyglądasz córeczko - skomentowała. - Ale makijaż to sprawa Angel, prawda ? -zgadła. Jestem aż taka przewidywalna ? Serio ?

Szłam wolnym krokiem do kawiarni. Przeszłam przez pasy i zobaczyłam swoją przyjaciółkę jak idzie w moją stronę. Wyglądała ślicznie. Jak zawsze z resztą. Szła pewnie i szybkim krokiem pomimo tego, że była w szpilkach, które idealnie pasowały do koloru szminki. Podziwiałam ją za to, że była pewna siebie i niczego się nie bała. Łatwo nawiązywała kontakty z innymi i nie bała się bronić własnego zdania. Byłyśmy zupełnie inne, ale przyjaźniłyśmy się już wiele lat. Jej tata był przyjacielem mojego. Obaj mieszkali w Londynie, a w Polsce znaleźli żony. Zamieszkali w jednym mieście, w tej samej dzielnicy. Ich przyjaźń trwała bardzo długo.
- Cześć - powiedziałyśmy równocześnie i przytuliłyśmy się.
- Ładnie wyglądasz - skomentowała Collins.
- Dzięki, ty też - odpowiedziałam. - Mam ochotę na jakiś dobry deser - przyznałam jej, gdy ruszyłyśmy do Kwadransu.
- Ja też - powiedziała. Weszłyśmy do środka kawiarni i zaraz zamówiłyśmy coś słodkiego. - To co ? W poniedziałek pierwszy egzamin - przypomniała.
- Strasznie się boję. Mam nadzieję, że pójdzie mi dobrze - odpowiedziałam.
- Marcela - westchnęła. - Pisaliśmy trzy próbne egzaminy z tych przedmiotów, które zdajemy. Napisałaś wszystkie na sto procent. To pewne, że zdasz maturę śpiewająco - podsumowała i zabrała się za swój deser, który przyniósł nam kelner.
- Nie byłabym tego taka pewna - zawsze miałam wątpliwości. Co z tego, że byłam wzorową uczennicą ? Mi nie zdarzały się upadki ? Wzięłam łyżkę i zanurzyłam ją w galaretce.
- Oj, przestań - nakazała. - Zdasz idealnie i przyjmą cię wszędzie.
- Ciebie też - uśmiechnęłam się z pełną buzią.
- Jasneeee. Obie wyjedziemy do Londynu tyle, że ty tam będziesz studiować, a ja pracować - stwierdziła.
- Gdzie ? - zapytałam.
- No jeszcze zobaczę. Mam tam połowę rodziny, spokojnie. Coś mi znajdą - powiedziała. - Wiesz co ? - coś jej się przypomniało. Aż się ożywiła.
- No nie wiem co ?
- Wiesz, że twoja Barbara zna Niall'a Horana ?! - prawie krzyknęła.
- Kogo ? - zdziwiłam się. Nigdy nie słyszałam tego nazwiska. Barbara była moją kuzynka z UK i przyjaźniłyśmy się. Nasze mamy to siostry. Ciocia wyszła za mąż za Brytyjczyka i mieszkają tam już od jakiś 25 lat. Mąż czy żona z Wielkiej Brytanii to chyba już nasza rodzinna tradycja.  Barbara była rok starsza ode mnie i skończyła już szkołę. Nie poszła na studia tylko od razu zabrała się za modeling. Była piękna i zgrabna. Nie dziwiłam się, że wybrała taką drogę.
- Serio ? - zapytała ironicznie. - Niall Horan z zespołu One Direction, na pewno słyszałaś - stwierdziła.
- A wiem już - przypomniałam sobie. - Angel słucha czasami ich piosenek - powiedziałam.
- No to właśnie ona go zna... matko ... może ona zna ICH wszystkich - rozmarzyła się.
- Zejdź na ziemię, to normalni kolesie i możliwe, że ich zna, ale co z tego ? - dokończyłam swoje lody i chusteczką wytarłam usta. Nic nie odpowiedziała tylko westchnęła na moje niezainteresowanie.



* Angela *

Leżałam na łóżku i rozmyślałam. Kończyłam pierwszą klasę liceum, chodziłam do szkoły artystycznej. Rysowanie i śpiew to dwie rzeczy, które kochałam. Wiązałam z tym swoją przyszłość. Kiedy skończyłabym liceum poleciałabym do Marcel, ale ... co ja tam bym robiła ? Szukała swojego Harry'ego - usłyszałam głos w głowie. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Wzięłam jedno ciasteczko, które przyniosła mi nasza gospodyni - Henryka - i włączyłam laptopa. Szybko zalogowałam się na tweeterze i włączyłam profil Styles'a. Kilka nowych wpisów. Zaczęłam pisać do niego tweet-y, żeby w końcu mnie zauważył i follow'nął mnie. Wzięłam kolejne ciasteczko i spojrzałam na godzinę. Za 10 minut 19. O tej godzinie zawsze jedliśmy kolację. Nikt nie mógł się spóźnić. Wysłałam jeszcze kilka tweet'ów i wyłączyłam laptopa. Wyszłam na korytarz i w tym momencie zadzwonił mój telefon.
- Hej Barbara - powitałam ją. Kochałam tą kuzynkę. Ja, Marcel i ona to trzy najlepsze przyjaciółki.
- No witam panią McCartney. Jak się dziś czujemy ? - zapytała.
- Ok. A u ciebie ? Gdzie jesteś ? - pytałam schodząc na dół.
- Jestem w Paryżu - poinformowała. - Miałam sesje i wiesz jak to jest, mam chwilę przerwy. Poszłam pod więżę Eiffla i robię fotki - tłumaczyła. Weszłam do kuchni. Była tylko pani Henryka. Gestykulacją pokazałam jej, żeby zrobiła mi coś do jedzenia. Pokiwała twierdząco głową, uśmiechnęła się przyjaźnie i zaczęła się krzątać.
- Zazdroszczę ci - powiedziałam. - Zwiedzasz cały świat, a ja tkwię w jednym miejscu - podsumowałam. - Nic się nie dzieje - posmutniałam. - Idę do jadalni - zwróciłam się do gosposi i ruszyłam tam. Usiadłam za stołem, a Barbra mnie pocieszała.
- Kochana, nie długo kończysz szkołę i wyjedziesz tutaj do mnie. Zrobisz ogromną karierę - rzekła. - Masz świetny głos, a twoje prace są cudowne - schlebiała mi.
- Yhhym - mruknęłam. - Jasne, na pewno. Ja już kończę, bo mam kolację. Do zobaczenia. Buziaki - pożegnałam się i wyłączyłam telefon. Przede mną stał talerz pełen jedzenia. Wzięłam jedną kanapkę i zaczęłam jeść. Poczułam wtedy straszną samotność. Jeszcze rok temu, codziennie o 19 spotykaliśmy się wszyscy na wspólnym posiłku. Rozmawialiśmy długo i śmialiśmy się. Brakowało mi tego. Już nic nigdy nie będzie takie samo. Tamten dzień zmienił wszystko. Mnie też. Usłyszałam ciche kroki. Do jadalni weszła mama i usiadła na przeciwko mnie.
- Zjedz coś - podsunęłam jej talerz. Spojrzała na mnie, potem na jedzenie i zamknęła oczy.
- Nie mam siły. Nie chcę mi się jeść - odpowiedziała.
- Słyszę to od roku - powiedziałam jej prosto w twarz. - Kiedy zamierzasz normalnie żyć ? - zapytałam.
- Córeczko przestań. Mam dość - powiedziała.
- Jak zawsze - prychnęłam. - Ciągle to samo, nie jestem głodna, mam dość, nie teraz - naśladowałam. Przyjrzała mi się bacznie. - Myślisz, że tylko tobie jest ciężko po śmierci taty ?! - krzyknęłam i odsunęłam krzesło z piskiem. - Ja też straciłam kogoś bardzo bliskiego, ale próbuję zacząć od nowa, a ty ... masz wszystko gdzieś. I wiesz co ? Zachowujesz się egoistycznie ! Myślisz tylko o sobie, a nas zostawiasz. Chcę, żeby wróciła dawna mama, która potrafiła żyć - szepnęłam ostatnie i pobiegłam na górę.

* Barbara *

Rano miałam sesję zdjęciową, która miała trwać dwie godziny. W końcu przeciągnęła się do południa. W efekcie dopiero o 17 miałam czas. Wpadłam szybko do hotelu, przebrałam się w coś wygodnego i wzięłam aparat. Od zawsze kochałam fotografowanie dlatego robiłam zdjęcia wszędzie. Szłam spokojnie paryskimi ulicami i rozglądałam się badawczo. Poszukiwałam odpowiednich inspiracji do zdjęć. Chciałam zrobić coś pięknego i wysłać Niall'owi. Był moim największym przyjacielem. Kochałam go jak brata, zawsze przy mnie był. Chodź jego życie nabierało coraz bardziej tempa nigdy mnie nie zawiódł. W końcu dotarłam pod wieże. Zrobiłam kilka zdjęć, ale żadne do mnie nie przemawiało. Usiadłam wreszcie na murku i zrezygnowałam. Podniosłam głowę i błagałam, żeby zobaczyć coś ładnego. Chyba Bóg mnie wysłuchał. Białe ptaki. Śliczne. Delikatnie do nich podeszłam i zaczęłam robić zdjęcia.

- No i gotowe - powiedziałam sama do siebie. - Cudne - mi samej spodobały się zdjęcia. Zadowolona wróciłam do hotelu i szybko zgrałam fotki na laptopa. Złączyłam je w jedną i wysłałam do Niall'a. Gdy je zobaczył od razu mi odpisał.

Barbara ! Jesteś genialna. To zdjęcie jest boskie, piękne. Wywołam i powieszę sobie w pokoju. Za każdym razem, gdy je zobaczę pomyślę o Tobie. Chodź ... i bez tego zawsze o Tobie myślę. Do zobaczenia skarbie XOXO

Gdy to przeczytałam na mojej twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech, a twarz zalał rumieniec. Dobrze, że on tego nie widział. Coraz bardziej stawał mi się bliższą osobą. Nie miałam na to żadnego wpływu.



^^^^^^
I jak ? Podoba się Wam ? Dla mnie to takie to nudne, że ... bleeee, nie wiedziałam jak zacząć. Może nexty będą lepsze. Liczę na Waszą szczerą opinię ! <3
Buziaki ! :*
  
         
           
                                                                                           

2 komentarze:

  1. Dłuuuugi rozdział to jest to. <3
    Nie prawda, wcale nie jest "nudne, że.... bleeee". Jest super. Zaciekawił mnie. :D
    Oczywiście czekam na next xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy włączyłam piosenkę i czytałam ten moment, gdy mówiła o śmierci ojca.. popłynęło mi kilka łez... Jesteś mi winna dobry płyn do makijażu, bo wyglądam teraz jak zmora :D
    Weny i powodzenia w pisaniu :*

    http://the-touch-of-a-stranger.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń